"Fajny gadżet" czyli kolejne relacje Pilotów Inteligo
Pierwsze koty, a właściwie to pierwszy złoty za płoty – można by rzec o testowaniu płatności zbliżeniowych telefonem komórkowym.
A nawet kilka złotych. Tyle postanowił wydać (w bardzo słusznej sprawie – aby ukulturalnić się przez oczytanie) Piotr, jeden z grupy naszych Pilotów. Podjął w tym celu stosowne kroki i tak o nich pisze:
Wkroczyłem do Empiku z mocnym postanowieniem zrobienia zamieszania, zaś w najgorszym przypadku wywołania choćby solidnego zdziwienia. Byłem gotów na akcję. Głośną, absorbującą, wymagającą zaangażowania co najmniej kilku osób z obsługi. Przygotowałem się psychicznie, że przez krótką chwilę zostanę pępkiem działu prasowego, a być może nawet zacznę udzielać autografów, gdyby moja popularność sięgnęła pobliskiej beletrystyki.
Z namaszczeniem sięgnąłem po swój ulubiony tygodnik i podszedłem do kasjerki. Bardzo sympatycznej kasjerki. Tak sympatycznej, że zanim jeszcze otworzyłem paszczękę poprzysiągłem sobie na wszelki wypadek nie używać określenia "płatności zbliżeniowe", bo znając swój niewyparzony jęzor z pewnością strzeliłbym jakąś gafę. To postanowienie nie ułatwiło mi zadania: zacząłem plątać się pytając, czy mogę zapłacić telefonem, w sensie, wie pani, chodzi o to, że od niedawna mogę przysunąć swój telefon do pani czytnika... Uratowało mnie krótkie "Jasne". Zaraz, chwileczkę – zreflektowałem się w myślach - jak to "jasne"? Tak po prostu? Bez zadawania pytań, wzywania pani kierownik, kolegi z innego działu? Bez szukania instrukcji obsługi? Zanim zdołałem udzielić sobie odpowiedzi na dowolne z tych pytań, usłyszałem "Już wprowadziłam transakcję, proszę zatwierdzić" - pani uprzejmie wskazała mi terminal. Podetknąłem telefon, ostrożnie, ekranem do dołu - tak wydawało mi się najwłaściwiej, niech sobie zobaczy, do czego się zbliża - gdy nagle coś ćwierknęło. Bez żadnych szamańskich gestów, przeciągania aparatem dwa razy na wschód i cztery na południe, że nie wspomnę o obowiązkowym splunięciu przez ramię. W kieszeni poczułem znajomą wibrację - na komórkę przyszedł SMS z powiadomieniem o dokonanej transakcji. No tak. Mam przecież drugi telefon. Zapomniałem, że jestem dziś organizmem wielokomórkowym. A niech to! Niemal namacalnie wyobraziłem sobie miriady informacji przecinające niewidzialne sieci dookoła mnie i jakimś czarodziejskim sposobem trafiające we właściwe miejsca z cyfrową dokładnością. Jeszcze kilkanaście lat temu nie przyszłoby mi to do głowy... Stałem przez chwilę niezdecydowany, bo wszystko poszło jakoś za szybko i za łatwo. Wydawało mi się wręcz stosowne odstać kilka sekund dłużej, by transakcja nabrała mocy urzędowej. "Fajny gadżet" - pani kasjerka uśmiechnęła się do mnie z aprobatą, sugerując jednocześnie ustąpienie miejsca kolejnemu klientowi - "wygodny". "Rzeczywiście" – odparłem – "Dzięki, do widzenia!". No oczywiście, że do widzenia – mrugnąłem do siebie w duchu porozumiewawczo – tak się składa, że mój ulubiony tygodnik znowu wychodzi za tydzień… i zgadnijcie jak za niego zapłacę?
Tydzień szybko minie. Chyba wiemy, nie tylko jak, ale i gdzie Piotr kupi ulubiony tygodnik.